Przejdź do głównej zawartości

Posty

Mama czyli ja

Postać mamy jest moim subiektywnym zdaniem postacią najbardziej skonfliktowaną wewnętrznie. Ciągłe rozerwanie między powinnościami wobec wszystkich członków rodziny. Nie wiadomo jak postępować, by zadowolić jak największą ich ilość, a jeszcze przy tym być w zgodzie z samym sobą.  Chore dziecko potrzebuje mamy na 100%, drugie dziecko potrzebuje jej na 200%, a mąż też ma swoje oczekiwania, potrzebę bycia zauważonym, docenionym, pochwalonym. Potrzebę bycia ważnym dla żony, bycia jej oparciem, silniejszym ramieniem. Jak tego dokonać, gdy doba ma 24h, spać należy przynajmniej 6-7h, a niektóre sytuacje dają po prostu pierwszeństwo uwagi dla jednego z pozostałych członków rodziny?I mama jest tym ogniwem spajającym, godzącym, ale też jej się dostaje najwięcej "po du....", bo wobec mamy oczekiwania są największe, a okazywana jej wdzięczność niemal niezauważalna. Tak więc cały czas poszukuję siebie takiej, by innym się żyło ze mną dobrze i mnie samej ze sobą też dobrze. I tu spotyka...
Najnowsze posty

To nie koniec....

Jesteśmy świeżo po kontroli u naszego doktora z Kajetan. Sugeruje kolejne operacje. My jako rodzice oddalamy to w czasie jak tylko możemy. Nie wiemy, czy słusznie, nie wiemy, czy tym nie szkodzimy zdrowiu dziecka. Kochamy je ponad wszystko i wiadomo chcemy jak najlepiej. Boimy się kolejnej narkozy, chcemy oszczędzić ból i strach małemu i nam samym chyba też.  Ale z drugiej strony jak lekarz, któremu przecież ufamy, widzi, że ma sporo jeszcze w uchu Daniela do wykonania, do zrobienia, do polepszenia i że sam trochę jest "nie pocieszony", że wyniki poprzednich operacji są słabe, to myślimy może znów trzeba stawić temu czoło. Bo łudziliśmy się, że 8 operacji dla 8-latka to już wystarczy, to już bez przesady max. Okazuje się, że nie.  Tym razem lekarz daje nam wybór. To od nas zależy czy się zdecydujemy na zabiegi...a bardziej na czas ich wykonania. Pół roku w tą czy w tamtą nie robi różnicy. Boimy się. Jesteśmy rozczarowani. Ale trwamy w tym razem. Raz lepiej, raz gorzej....

Rodzina

     Agnieszka miała 7 lat, gdy zdiagnozowano chorobę u jej brata Daniela. Dużo i niedużo. Nadal dziecko potrzebujące rodziców. Pierwsza klasa szkoły podstawowej. Gdy my w trójkę pędziliśmy na Kajetany, ona zamieszkiwała nieopodal u dziadków. Byłam spokojna, bo czuła się u nich bardzo dobrze. Oni także z chęcią się nią opiekowali. Jednak każde "porzucenie" znosiła bardzo źle i zaraz po naszym powrocie, odgrywała się na nas rodzicach, a głównie na mnie. Była obrażona, "nafochowana", ciągle sprawdzała czy dla niej też byśmy tak Polskę zwiedzali i ogólnie tak dużo zrobili. Żałowała momentami, że to ona nie jest chora, bo chore dziecko jest bliżej rodziców, ma ich więcej...Pytała czy na pewno ją kochamy i czemu zostawiamy. Trudne to było. Tłumaczyłam, że to bez sensu jechać 300 km dla towarzystwa, "zarywać" szkołę....To nie wystarczało albo chciała, żebyśmy tak przynajmniej myśleli. I kiedyś ją wzięliśmy na tzw. konsultację, kontrol. Wyprawa jednodniowa, na...

operacja dwuetapowa perlaka larmedica.avi

Daniel

     Teraz trochę o naszym Danielu. Naszym nad wyraz dzielnym Danielu. Wydawało nam się to aż podejrzane. Minimum emocji. Podróż w spięciu, praktycznie brak rozmowy, brak łaknienia, o innych potrzebach fizjologicznych nie wspominając. Napięty brzuch. Jakby wiedział, że walka, opór na nic się zdają. Zawsze potulny jak baranek, ze łzami w oczach. Z czasem zaczął wypominać: " mówiłaś, ze to już ostatni raz... kłamałaś". Boże jak chciałam powiedzieć mu, że to już rzeczywiście koniec. Ale nawet gdy tak mówiłam on temu nie wierzył, ja sobie również nie.      Z Danielem pracował logopeda i psycholog. Logopeda, gdyż do chwili obecnej syn ma pewne trudności z wysławianiem się. Lekarze w ogóle się dziwili, że wykształciła się u niego mowa. Według założeń nie powinna była. Daniel słyszy tylko przez kości skroniowe, tzw. przewodnictwo kostne. Otwory uszne, przewody słuchowe są nieaktywne. Od małego radził sobie w ten sposób, że obserwował innych lud...

W drodze....

     Kolejne dni, miesiące to samochód. Walizka, samochód, trasa...niepewność? nadzieja może? Pomorskie, kujawsko-pomorskie, w końcu mazowieckie. Kajetany - tu na dobre wszystko się zaczęło. Pierwszą operację usuwania perlaka z ucha prawego ( bo tam był ogromny) zorganizowano nam bardzo szybko, bo w przeciągu niecałego miesiąca. Był czerwiec. Było gorąco. Siostra Daniela u dziadków. Pech chciał, że moja mama też wylądowała w tym okresie w szpitalu, więc został mój tata i dobrzy sąsiedzi:) Z tego miejsca dziękuję im wszystkim za wszelaką pomoc. Nastawialiśmy się na dłuższy pobyt bo to poważna operacja słyszałam i trudna co do przewidywania skutków końcowych. Jak mawiał nasz lekarz-operator - dopiero po otworzeniu ucha widzę, co tam się znajduje i ile z tym można zrobić. Na trzeci dzień nas wypisują (coś szybko myślę, co ja zrobię z dzieckiem nie daj Boże w razie jakichkolwiek powikłań, przecież na dojazd do Kajetan potrzebujemy ok 6h). Mówią, że to standard, wi...

Rozczarowanie

     W tym właśnie czasie trafiłam po raz pierwszy z synem do szpitala na planowany zabieg usunięcia trzeciego migdała. Rutynowy zabieg miał być. Migdał...ot co. Któryś z kolei lekarz zalecił jego usunięcie sugerując, że to on jest winien niedosłuchu. Wierzyliśmy, że to naprawdę zadziała i po krótkim pobycie w szpitalu wyjdziemy radośni do domu. Wszystko było dokładnie zaplanowane. Oboje z mężem wzięliśmy wolne by razem to wszystko przeżyć. Starszą córkę oddaliśmy pod opiekę dziadków. Zabieg miał się odbyć 100 km od naszego miejsca zamieszkania, więc trochę przygotowań było. Daniel dostał tzw. "głupiego jasia" i pojechał na salę operacyjną. My czekaliśmy. To była pierwsza narkoza synka. Tak się ucieszyłam, gdy zobaczyłam go z powrotem z nami i w nadziei, że wszystko jest dobrze posłałam męża "na słówko" do lekarza. Nigdy nie z zapomnę miny, z którą mąż wrócił do nas na salę. Jakby wszystko runęło.... Minęło trochę czasu zanim po woli i niepewnie zaczął mi powta...